Znaleziono 0 artykułów
16.02.2023

Pharrell Williams: O krok przed innymi

Fot. Getty Images
W 2001 r. /(Fot. Getty Images)

W Louis Vuitton Hommes będzie następcą Virgila Abloha, ale w rzeczywistości sam wcześniej przetarł mu szlak do niczym nieskrępowanej artystycznej wolności, w której moda i muzyka stanowią jedność, a kultura hip-hopu wkracza na wybiegi. Pharrell Williams to nie tylko człowiek wielu talentów. To marzyciel i idealista, nonkonformista, który od ponad 30 lat udowadnia, że nie tylko można, ale warto być dziwnym. Chadza tylko własnymi ścieżkami.

Od niedawna każdy z nas może mieć namiastkę Pharrella – spróbować kosmetyków z kolekcji marki Humanrace, którą stworzył ze swoją dermatolożką i której podobno zawdzięcza młodzieńczy wygląd, albo nabyć coś z jego gigantycznej kolekcji archiwalnych przedmiotów. We wrześniu ruszył bowiem z luksusową platformą aukcyjną Joopiter, na której wystawił przedmioty zgromadzone w ciągu ostatnich 30 lat. A nawet starsze, bo wśród rzeczy znalazła się też kurtka, w której kończył liceum w Wirginii.

Na projekt ten można patrzeć dwojako. Może być pragmatyczną czystką, chęcią dania naprawdę unikatowym projektom nowego domu. Może być też jednak próbą odcięcia się od przeszłości. Zamiast z nostalgią wspominać to, co było, Williams woli bowiem z ekscytacją myśleć o tym, co będzie. To pozwoliło mu być pionierem i innowatorem, niezależnym ekscentrykiem, który ze wszystkich wartości najbardziej doceniał wolność – gdy tworzył niespotykaną dotąd, balansującą na granicach gatunku muzykę, gdy z adidasem wypuszczał linię utrzymanych w 50 kolorach sneakersów Stan Smith czy gdy na galę Grammy w 2014 roku zakładał pochodzący z 1982 roku kapelusz „Buffalo” od Vivienne Westwood.

W okularach z kolekcji dla Tiffany's /(Fot. Getty Images)

Zagraj to jeszcze raz – inaczej

Przygodę z muzyką rozpoczął w szkolnej orkiestrze, gdzie grał na bębnach. Podczas letniego obozu muzycznego w siódmej klasie poznał Chada Hugo. Uformowany na wyjeździe zespół utalentowanych nastolatków, w którym Pharrell grał na keyboardzie i perkusji, a Chad na saksofonie, dał fundament pod The Neptunes. Band powstał na początku lat 90., a oprócz Williamsa i Hugo zaangażowanych było w niego dwóch kolegów – Shay Hayley i Mike Etherdige. Kontrakt z wytwórnią podpisali jeszcze przez ukończeniem liceum – na szkolnym pokazie talentów zauważył ich producent Teddy Riley.

N.E.R.D. w 2003 r. /(Fot. Getty Images)

W latach 90. i na początku lat 2000. kawałek napisany przez Williamsa i Hugo chciał mieć praktycznie każdy. Duet stał się znany z nieoczywistych mieszanek, odważnych sampli i kompozycji bazujących na unikatowej praktyce remiksu. Klasyczne r’n’b mieszało się w ich produkcjach z rock’n’rollem, zacierały się granice między rapem, elektro, a nawet alternatywnym rockiem. Stworzyli m.in. „Hot in here” Nelly’ego, „Slave 4 U” Britney Spears czy „Rock Your Body” Justina Timberlake’a. Oprócz pracy producenckiej wypuszczali także autorskie albumy pod szyldem N.E.R.D, do którego ponownie zaangażowali Shaya Hayleya.

Traktuję powietrze jak płótno. Farbą są na nim akordy, które przechodzą przez palce, prosto z klawiszy. Gdy gram, w pewien sposób maluję uczucie, tylko że w powietrzu – tłumaczył swój proces twórczy w rozmowie z „Interview” w 2003 roku, gdy wyprodukował 43 proc. z granych wtedy w amerykańskich rozgłośniach piosenek. Wystarczy obejrzeć kilka nagrań ze studia, by zobaczyć owe „malowanie” Pharrella, gdy „kreśli” w powietrzu nuty i linie, żywiołowo reaguje na bity, w ekstazie chłonie udane przejścia.

Proces, nie rezultat

Początek XXI wieku to nie tylko umocnienie pozycji producenckiego boga, ale i narodziny Pharrella jako ikony stylu – alternatywnego muzyka, którego wizerunek jest równie niezależny, oryginalny i odstający od masowych gustów, co dźwięki, które wychodzą spod jego palców. W przeciwieństwie do większości ówczesnych hip-hopowców Williams nie nosił luźnych dżinsów z obniżonym stanem i urozmaicanych krzykliwą biżuterią koszul, a raczej szorty do kolan, vansy i dopasowane T-shirty, które kupował w ulubionym sklepie skejtów Shorty’s Skateboard. Był wielkim fanem linii, jaką dla BAPE tworzył Nigo i to właśnie z nim założył w 2005 roku marki Billionaire Boys Club i ICECREAM. W tym samym roku nawiązał współpracę, która na dobre zainicjowała romans muzyki i mody – razem z Markiem Jacobsem, który pełnił wtedy rolę dyrektora kreatywnego Louis Vuitton, stworzył kolekcję okularów „Millionaire”. Dziś, w obliczu nominacji Williamsa na dyrektora artystycznego męskiej linii francuskiego domu mody, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że historia pięknie zatoczyła koło.

Fot. Getty Images

Zarówno dzięki temu, co projektował, jak i temu, co sam nosił, Williams był najlepszym przykładem podążania wyłącznie własnymi ścieżkami. Choć na początku mało kto rozumiał jego stylizacje, szybko stały się one fundamentem nowego oblicza hip-hopu – eklektycznego i multikulturowego, bazującego na odwadze i indywidualizmie. Bez Pharrella nie byłoby Ye Westa, nie byłoby A$APa Rocky’ego, nie byłoby Tylera the Creatora. Bez jego noszonych warstwowo łańcuchów i dzianinowych kardiganów, wysadzanych diamentami telefonów Blackberry i fikuśnych wariacji na temat garnituru żaden z nich nie pomyślałby pewnie nawet, że jest dla niego miejsce w świecie wielkiej mody.

Tak charakterystyczną dla swej muzycznej twórczości praktykę remiksu Williams od prawie 20 lat implementuje do artystycznych przedsięwzięć. Jest mistrzem pracowania na kultowym produkcie i z kultową marką. Za każdym razem przekracza granice, upajając się wolnością tworzenia – czy to krzeseł dla Gallerie Perrotin, czy to makaroników dla Ladurée, albo sneakersów dla Chanel – plasuje swoje projekty między luksusem a nowoczesnym obliczem kultury młodzieżowej.

Na gali Grammy w 2023 r. /(Fot. Getty Images)

Na pytanie, kto lub co najbardziej go inspiruje, odpowiada: – Kocham obserwować ludzi – najzwyczajniejszych, których mijam codziennie na ulicach. Mój umysł pracuje jak wyszukiwarka Google: pokazuje różne odpowiedzi i pozwala wybrać te najpopularniejsze. Tylko że to te mniej popularne są zwykle bardziej interesujące. Moda i muzyka stanowią dla niego jedność (– To jak czas i przestrzeń – mówi. – Jedno nie może istnieć bez drugiego). Obie dają mu poczucie sensu, a także szczęście, o którym śpiewał przecież w wiralowym utworze „Happy” z 2013 roku. Nie uważa się jednak za ikonę stylu. – Jestem po prostu inny. Ktoś musi być – mówił na ceremonii CFDA, gdy odbierał nagrodę Fashion Icon Award. Wystąpienie zakończył wtedy radą: – Słuchajcie intuicji i osób, które dostrzegą siłę w tym, jak się różnicie. Być może właśnie dzięki temu dokonacie zmiany.


 

 

Michalina Murawska
  1. Moda
  2. Zjawisko
  3. Pharrell Williams: O krok przed innymi
Proszę czekać..
Zamknij