
Nowy papież błyskawicznie zdefiniował swoją rolę. Chce być strażnikiem pokoju i jedności. A także obrońcą ludzkiej godności w obliczu nowej rewolucji technologicznej.
Refleksyjny, umiarkowany, umiejący słuchać, skuteczny – takie określenia kardynała Roberta Prevosta pojawiły się w serwisach informacyjnych już kilkanaście minut po tym, gdy znad kaplicy Sykstyńskiej uniósł się biały dym. Pierwsze dni jego pontyfikatu jako Leona XIV potwierdzają, że nowy papież wsłuchuje się w potrzeby i nadzieje współczesności, potrafi też na nie szybko reagować.
Wołanie o pokój
Jego słowa do około stu tysięcy osób, które zdążyły się zgromadzić na placu Świętego Piotra w Rzymie, i do widzów na świecie brzmiały: „Pokój z wami wszystkimi”. Konklawe wybrało go na papieża 8 maja – akurat w dniu, gdy przypadała 80. rocznica zakończenia II wojny światowej. A czasy mamy niespokojne. Ledwie kilka godzin później starły się dwie atomowe potęgi: Indie rozpoczęły naloty na Pakistan, a państwa te po raz kolejny stanęły na krawędzi poważnego konfliktu. W ostatnich dniach izraelskie władze zapowiedziały nową ofensywę na Strefę Gazy, a mimo oficjalnego zawieszenia broni z okazji rocznicowej parady w Moskwie na Ukrainę spadały rosyjskie pociski i ataki dronów. Pokój to pilna potrzeba współczesnego świata i Leon XIV natychmiast uczynił z niego swój najważniejszy temat.
Zaskoczył świat proponując, by właśnie w Watykanie odbyła się kolejna runda negocjacji pokojowych pomiędzy Rosją a Ukrainą. Papież chce, by Stolica Piotrowa aktywnie odgrywała rolę globalnego mediatora.
Ale już w swoim pierwszym przemówieniu, godzinę po wyborze na tron papieski, podkreślił potrzebę jedności, budowania zrozumienia, ciągłości, umacniania wspólnego doświadczenia człowieczeństwa.
Był to komunikat podwójny – z jednej strony skierowany do ludzi odczuwających niepokój i zmęczenie na skutek życia w świecie podzielonym na fragmenty, w codzienności, do której przenikają radykalizacja i populizm. Z drugiej strony te słowa miały dotrzeć do duchownych.
– Musimy wspólnie sprawić, by nasz Kościół był misyjny, budujący mosty, dialog, zawsze gotowy przyjąć innych z otwartymi ramionami – powiedział w swoim pierwszym orędziu.
Również w kazaniu podczas oficjalnej inauguracji na tron papieski Leon XIV mówił o potrzebie tworzenia kościoła jedności, który może stać się „zaczynem dla pogodzonego znów świata”. Taką, łagodzącą i łączącą rolę, widzi dla duchownych: – Obserwujemy zbyt wiele niezgody, za dużo ran spowodowanych nienawiścią, przemoc, uprzedzeniami, strachem przed odmiennością i ekonomicznym paradygmatem, który wykorzystuje zasoby Ziemi i marginalizuje najbiedniejszych.
Ale współczesny Kościół jako międzynarodowa organizacja także jest podzielony. Szybka decyzja konklawe (wybór Prevosta zabrał 133 kardynałom niespełna dwa dni) pokazuje, że wobec tendencji, które mogłyby Kościołem katolickim zachwiać, hierarchowie postanowili działać wspólnie i jasno. Przed konklawe Robert Prevost był wymieniany wśród kilkunastu poważnych kandydatów, którzy mogliby gwarantować Kościołowi to, co teraz najważniejsze: kontynuację myśli i pontyfikatu Franciszka, ale też zjednoczenie Kościoła. Czyli bardziej trzymaliby się centrum niż papież z Argentyny, który dla wielu okazał się zbytnim radykałem. Kościół ma iść naprzód, ale środkiem drogi.

Przywódca, który jasno formułuje oczekiwania
W pierwszym niedzielnym kazaniu papieskim Leon XIV zwrócił się do szefów państw. Użył precyzyjnego i klarownego języka, być może chcąc zaznaczyć, że w jego przypadku (i w przeciwieństwie do niejasności, jakie co do wojny w Ukrainie wzbudzał swoimi wypowiedziami Franciszek) nie będzie wątpliwości względem tego, jaki stosunek ma wobec konfliktów. „Nigdy więcej wojny” – wezwał, przypominając, że trwającą globalną falę przemocy można już uznać za wojnę w kawałkach. – Zwracam się do wielkich tego świata, powtarzając wciąż aktualny apel: nigdy więcej wojny. W mym sercu noszę cierpienia ukochanego ludu ukraińskiego. Niech będzie zrobione wszystko, co możliwe, by jak najszybciej nastąpił prawdziwy, sprawiedliwy i trwały pokój, by uwolnieni zostali wszyscy więźniowie, a dzieci mogły wrócić do swych rodzin – mówił.
Prosił przywódców, żeby zapewnili autentyczny i trwały pokój w Ukrainie, natychmiastowe zawieszenie broni w Gazie i przywrócenie pomocy humanitarnej dla wycieńczonej ludności cywilnej, wezwał też do zwrócenia zakładników Izraelowi. Wrażenie robi konkretność tych określeń – to nie okrągłe frazesy, ale jasno sformułowane oczekiwania. Można z tych pierwszych wystąpień wnioskować, że nowy papież będzie się aktywnie angażował w przypominanie liderom o ich zobowiązaniach wobec najwyższych wartości i że będzie widoczny na arenie międzynarodowej.
Mocnego głosu sumienia wyczekuje nie tylko ponad 1,4 miliarda katolików żyjących na świecie, teraz to także – sądząc po ekscytacji, jaką wzbudzał wybór papieża – szersza potrzeba w społeczności międzynarodowej.
Papież obu Ameryk
Co może zaskakiwać, krytykowany za konserwatyzm i nadwątlony skandalami dotyczącymi maskowania przemocy seksualnej Watykan pozostaje istotnym ośrodkiem wyrażania i kształtowania idei. Wielu ludzi wciąż wsłuchuje się w płynące stamtąd przesłania. A papież jako symboliczny strażnik przyzwoitości i etyki wydaje się bardzo potrzebny. Szczególnie wobec rozchwiania komunikatów i postaw liderów na utożsamianym z chrześcijańskimi wartościami Zachodzie. Wybór na papieża pierwszego w historii Amerykanina z USA ma wobec tego szczególne znaczenie.
Robert Prevost urodził się w Chicago w 1955 roku i choć większość życia spędził jako misjonarz w Peru, od razu pojawiły się domysły, że jego pochodzenie może wzmocnić Kościół katolicki w USA (a silną konkurencją dla niego są tam Kościoły protestanckie), no i dać też lepszy dostęp do ucha Donalda Trumpa, którego nieprzewidywalność i transakcyjność chwieją szachownicą świata.
Na wybór Prevosta negatywnie zareagowali zwolennicy radykalnego i protrumpowskiego ruchu Make America Great Again, słusznie zresztą zauważając, że choć ten papież jest Amerykaninem, nie postawi Ameryki na pierwszym miejscu. Jeszcze jako kardynał Prevost mocno i krytycznie odnosił się do wykorzystywania chrześcijaństwa jako narzędzia w realizowaniu prawicowej polityki przeciwnej imigrantom, skrytykował za to wprost J.D. Vance’a. Jako Amerykanin z Północy, ale przez 20 lat pracujący w Peru i podróżujący po oddziałach zakonu nowy papież ma unikalne doświadczenie. Jest nadzieja, że będzie dobrze rozumiał i łączył perspektywy mocarstw i społeczeństw globalnego Południa. Watykan oficjalnie nazywa go nie pierwszym papieżem amerykańskim, ale drugim – po Franciszku – papieżem obu Ameryk.

Otwartość w decyzjach, nie w obyczajach
W dzieciństwie lubił bawić się w księdza. Nie chciał być ani policjantem, ani kowbojem. Młodszy brat żartował: „Kiedyś zostaniesz papieżem, Rob!”. Studia i doktorat z prawa kanonicznego zrobił w Rzymie, wstąpił do żebraczego zakonu augustianów, wyjechał na misję – był proboszczem, nauczycielem, zwierzchnikiem zakonu, wreszcie biskupem. Karierę watykańską zawdzięcza Franciszkowi, który dał mu nominację kardynalską, wezwał do Rzymu i powierzył ważną rolę: prowadzenie biura wybierającego biskupów na całym świecie. To istotna kompetencja, świadcząca, że Leon XIV dobrze zna i szanuje machinę biurokratyczną Kościoła. W porównaniu z Franciszkiem nowy papież jest człowiekiem pełnym rezerwy i raczej cichym. A także entuzjastą otwartości i wspólnego decydowania, stąd tak często powtarzane w ostatnich dniach określenie „synodalny”, czyli łączący duchownych i wiernych.
To nie oznacza jednak żadnych rewolucyjnych kroków. Robert Prevost raczej nie będzie szeroko otwierał drzwi dla środowisk LGBTQ+ ani nie poprowadzi rozliczeń z duchownymi oskarżanymi o przemoc seksualną. Na jego konserwatywny stosunek do tych kwestii wskazują dotychczasowe decyzje i wypowiedzi sprzed pontyfikatu.
Papież zadeklarował, że chce być blisko zwykłych ludzi. Zamierza pójść śladem Franciszka, będzie skupiał się na losie wykluczonych i imigrantów. A wybierając imię po papieżu Leonie XIII, którego pontyfikat skończył się w 1903 roku, Prevost nawiązał do troski społecznej. Jego imiennik przewodził Kościołowi w czasach rewolucji przemysłowej, która wywróciła stosunki pracownicze. Wprowadzenie maszyn do codzienności było – i do dziś pozostaje – wyzwaniem dla ludzkiej godności i praw. Podobnej skali wyzwanie Leon XIV dostrzega w rewolucji niesionej teraz przez sztuczną inteligencję.
Być może najważniejszym symptomem tego, jak Leon XIV chce prowadzić Kościół otwarty na wyzwania współczesności, było jego pierwsze przesłanie do duchownych: – Słuchajcie Boga, słuchajcie innych, uczcie się budować mosty, uczcie się słuchać nie po to, by oceniać, nie po to, by zamykać drzwi, sądząc, że posiedliśmy całą prawdę i nikt nie może nam nic powiedzieć.
Sam papież uchodzi za dobrego słuchacza, osobę pełną namysłu, wydającą stabilne sądy. Może więc taki będzie jego pontyfikat – pełen uważności w czasach, w których „wszyscy mówią, nikt nie słucha”, a algorytmy rozpalają emocje i nagradzają pochopnie ferowane wyroki.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.