Znaleziono 0 artykułów
02.06.2025
Artykuł partnerski

Gdy sprawa sądowa poszerza naszą samoświadomość i uczy zarządzania własnym życiem

02.06.2025
Fot. Thomas Barwick / Getty Images

Czy adwokat może być jednocześnie mentorem, przewodnikiem i towarzyszem w wewnętrznej przemianie? Natalia Janda – prawniczka, trenerka mentalna i autorka podcastu „Prawo wsparcia” – łączy dwa pozornie odległe światy: kodeksu karnego i psychologii. Wyjaśnia, że prawo może być nie tylko narzędziem sprawiedliwości, lecz także procesem głębokiej pracy nad sobą.

Co zainspirowało panią do połączenia prawa z rozwojem osobistym?

Pasja – zarówno do prawa, jak i do psychologii. Początkowo nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Pracowałam jako prawnik i niezależnie jako trener mentalny, coach. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że przecież sprawy prawne to przede wszystkim ludzie – ich historie, decyzje, dramaty.

Już jako asesor prokuratorski analizowałam przyczyny, dla których podejrzany zdecydował się na udział w zorganizowanej przestępczości, chce przynależeć do grup zbrojnych czy nadużywa substancji zakazanych prawem. To było dla mnie ciekawe: jakie niezaspokojone potrzeby, jakie pragnienia, jakie dysfunkcje z dzieciństwa doprowadziły go do prokuratury i do mojej kancelarii, a potem do aresztu śledczego?

Po rezygnacji z funkcji asesora i rozpoczęciu pracy w zawodzie adwokata stworzyłam program wsparcia dla stron procesowych: pokrzywdzonych, oskarżonych, powodów i pozwanych. Łączę w nim prawo i psychologię, czyli dokonuję obsługi prawnej klienta, ale jednocześnie prowadzę go głębiej – przez proces poznawania i rozumienia własnych motywów, emocji, cieni i zasobów. By ta konkretna sprawa była nie tylko postępowaniem sądowym, lecz przede wszystkim procesem pracy własnej, rozumienia i poszerzania samoświadomości. Czuję wówczas spełnienie i prawdziwą satysfakcję – gdy klient nie tylko wygrywa sprawę, ale poprzez proces sądowy zdobywa również wiedzę o sobie, uczy się lepiej zarządzać własnym życiem i otwiera się na prawdziwą zmianę.

Natalia Janda. (Fot. Materiały prasowe)

Co – pani zdaniem – najbardziej obciąża psychicznie strony w trakcie procesu sądowego?

Konflikt. Proces sądowy to konflikt, którego na płaszczyźnie czysto ludzkiej nie udało się rozwiązać – zawiodły dobre intencje, skuteczna komunikacja i chęć zrozumienia. Ludzie nie sięgają po sąd i prawników dla przyjemności, lecz robią to z przymusu. Główną częścią procesu jest zatem konflikt, a wokół niego mnóstwo emocji – tych niezbyt przyjemnych, które w ogromnym stopniu obciążają człowieka, generując potężny stres.

Weźmy jako przykład sprawę rozwodową. Po przeciwnej stronie stoi człowiek, z którym spędziliśmy lata swojego życia, dzieliliśmy się smutkami i radościami, mieliśmy wspólne plany i tworzyliśmy rodzinę. I teraz ten człowiek – wskutek różnych okoliczności – stał się naszym wrogiem. To boli tak po ludzku. Klient czuje rozczarowanie, żal, złość, rozgoryczenie. Wówczas, gdy brakuje mu elementu wsparcia psychologicznego, może chcieć przerzucić odpowiedzialność za wszystko złe, co go spotkało, na stronę przeciwną procesu sądowego i czekać, aż współmałżonek poniesie adekwatną karę za grzechy, których się dopuścił. A ja dbam, by mój klient czy klientka nie poszli w tę stronę. Pragnę ich przed tym uchronić, bo jest to droga do samozagłady. Chcę, by moi klienci podążali w stronę wyzwolenia, radości i wolności. By uczynili z rozwodu moment przemiany, dostrzegli w nim szansę. Bo to jest szansa. Wszystko pozostaje kwestią postrzegania.

Jak przygotowuje pani klientów do procesu – nie tylko od strony formalnej, lecz także mentalnej?

Oprócz samego wsparcia prawnego związanego z obsługą sprawy oferuję klientowi pomoc quasi-psychologiczną, pomagając mu poradzić sobie z trudnymi emocjami czy posiąść wiedzę na temat zarządzania stresem. Dla przykładu: pracujemy nad często obezwładniającym lękiem – przed konfrontacją ze swoim oprawcą, przed przeżywaniem na nowo traumy czy przed strachem o wynik procesu związany z koniecznością odbycia kary pozbawienia wolności bądź straty dużej sumy pieniędzy, a czasem też wizją odebrania dziecka. Ponadto uczymy się wyrażać złość i chronić się przed wyniszczającą chęcią zemsty. Zemsta nigdy nie była i nie będzie dla człowieka dobrym motywatorem. Bo wyniszcza samego klienta. A ja chcę by on wyszedł zwycięsko z tego procesu – nie tylko pod względem samego sądowego rozstrzygnięcia, lecz także pod względem swojej kondycji mentalnej i emocjonalnej.

Czy tuż przed rozprawą zaleca pani stosowanie pewnych technik bądź ćwiczeń?

Oczywiście. Sprawa sądowa to przede wszystkim duży stres. Technik radzenia sobie ze stresem jest wiele. Dostosowuję je do człowieka. Ale przede wszystkim jestem dla klienta i daję mu swoją wspierającą obecność.

Czy można zbudować odporność psychiczną na czas trwania procesu? Jak długo to trwa?

Procesy trwają za długo. To pierwsza ważna informacja. Czy można zbudować odporność psychiczną? Oczywiście. Jest w tym dodatkowa korzyść – te metody zostają na dalsze życie, bo są uniwersalne.

Na ile prawnicy są dziś gotowi, by brać pod uwagę emocje i stan psychiczny klientów?

Nie lubię generalizować, ale co do zasady – nie są. I nie jest to absolutnie ich wina. Prawnicy mocno inwestują w pracę, a nie w siebie. Takie jest społeczne przekonanie: że trzeba brać udział w wyścigu szczurów, jeśli chce się coś osiągnąć. Trudno im zatem udźwignąć własne emocje, od których się odcinają, a co dopiero emocje klienta.

Co doradziłaby pani prawnikom, którzy chcą wspierać klientów nie tylko merytorycznie, lecz także mentalnie?

By zainwestowali i zadbali o siebie, a nie tylko o pracę. Nie troszcząc się odpowiednio o siebie, w pewnym momencie przestaną mieć siłę, aby być wsparciem dla swoich klientów.

Czy w pracy adwokata empatia może współistnieć z profesjonalizmem?

Oczywiście. Dla mnie największym przekłamaniem tego zawodu i środowiska jest stwierdzenie, że emocje w branży są nieprofesjonalne. Bzdura. Człowiek to istota emocjonalna. Mówienie, że prawnik nie może odczuwać emocji, neguje esencję człowieczeństwa.

Natalia Janda. (Fot. Materiały prasowe)

Skąd pomysł na organizację retreatów? Jak wyglądają te wyjazdy?

Pomysł na organizację tego typu wyjazdów wynika stąd, że jestem orędowniczką idei powrotu do wspólnotowości i tworzenia mniejszych lub większych grup ludzi zgromadzonych wokół tożsamych ideałów i wartości. We wspólnocie tkwi wielka siła, a my żyjemy w czasach epidemii samotności.

Organizując takie wydarzenia, pragnę odczarować będące w rozkwicie przekonanie, że drugi człowiek stanowi zagrożenie, że wszyscy rywalizujemy o ograniczone zasoby. Stawiam na jedność i solidarność, a na takich wyjazdach pokazuję, że to nie tylko mrzonka, lecz rzeczywistość, w której możemy żyć.

Każdy taki wyjazd ma inny motyw przewodni, a co za tym idzie – inny program. Jednak punktami wspólnymi każdego retreatu są rozwój, samopoznanie i praca własna. Jestem wielką fanką i praktyczką wszelkich technik duchowych, medytacyjnych i kontemplacyjnych. Te elementy są obecne na wszystkich organizowanych przeze mnie wydarzeniach, jak również podczas sesji indywidualnych.

Kiedyś usłyszałam zarzut, że tworzę bańkę. Że taka rzeczywistość nie istnieje poza warsztatem. Że na co dzień ludzie tak nie reagują, nie rozmawiają ze sobą w ten sposób, nie są tacy otwarci i autentyczni. Zgadzam się, że takie przestrzenie nie są obecnie ogólnie dostępne. Ale moja bańka ma sens – jeśli te 10 czy 15 osób złapie bakcyla i uwierzy, będzie podążać tą drogą. I zarazi nią kolejne 2-3 osoby. Te 2-3 osoby trafią z przesłaniem do następnych. I tak dalej.

W swojej rzeczywistości szukam tych wartości, bo wierzę, że mogą być moim standardem. Wybieram relacje, które mi służą, szukam ludzi gotowych na otwartość, wychodzę do nich w swojej autentyczności. I moja bańka stale się powiększa.

Czy udział w takim wydarzeniu może pomóc osobom po trudnych doświadczeniach prawnych?

Na pewno. Na retreatach uczymy, jak zarządzać emocjami, jak redukować stres, ale przede wszystkim otwieramy uczestnika na samego siebie – na jego potrzeby, pragnienia czy słabości.

Jakie wartości są dla pani najważniejsze w pracy z drugim człowiekiem?

Nieoceniająca obecność, szczerość i otwartość. Jeśli w jakiejkolwiek relacji zaistnieją te trzy elementy, mamy dużą szansę na zrozumienie i porozumienie.

Prowadzi pani również podcast „Prawo wsparcia”. Do kogo jest kierowany?

W zasadzie do każdego – nie tylko do stron procesu i prawników, ale do każdego obywatela, który pragnie poszerzać swoją świadomość społeczną. Podcast ma wymiar prawnoedukacyjny, porusza tematy społecznie ważne, o których się nie mówi lub o których mówi się zbyt mało.

Jakie tematy z pogranicza prawa i psychologii uważa pani za najbardziej zaniedbane w debacie publicznej?

Brak jakiejkolwiek edukacji psychologicznej, która powinna być obowiązkowym przedmiotem w szkołach. Żeby dzieci wiedziały, że emocje są ważne, że nie trzeba się ich wstydzić i że można się nimi dzielić. Należy uczyć młodych ludzi, jak dbać o balans i równowagę w życiu, jak wykorzystywać potencjał swojego umysłu, by osiągać cele skrojone na miarę. Indywidualizacja to droga do sukcesu. Tymczasem my żyjemy w czasach totalnej i zawłaszczającej unifikacji.

Podobnie sprawy się mają w procesie kształcenia prawników: nikt nie uczy prokuratora czy adwokata, jak radzić sobie z presją, ze śmiercią, z widokiem zwłok i z tym całym bestialstwem, którego jesteśmy świadkami.

Urszula Zwiefka
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Gdy sprawa sądowa poszerza naszą samoświadomość i uczy zarządzania własnym życiem
Proszę czekać..
Zamknij