Znaleziono 0 artykułów
25.05.2025

Znośny ciężar wielkiego talentu. Czy Nicolas Cage naprawdę przechodzi na emeryturę?

25.05.2025
Nicolas Cage podczas 68. ceremonii rozdania Oscarów (Fot. Jim Smeal/Ron Galella Collection/Getty Images)

Pogrążyła go psychotyczna nadprodukcja, gdy grał wszystko, co dawali, żeby wyjść z długów. Uratowała go histeryczna memizacja, gdy internet zobaczył w nim dziwaka do obśmiania. Dziś Nicolas Cage opowiada, że zbliża się do finału kariery. I trzeba przyznać, że kończy w wielkim stylu.

– Pokażę ci prawdziwe aktorstwo! – powiedział któregoś popołudnia do wujka, gdy jechali samochodem. Miał 15 lat. Wujek, czyli sam Francis Ford Coppola, na brawurową deklarację nastoletniego bratanka zareagował wymownym milczeniem. I komu jest teraz głupio? Nicolas Cage pokazał światu solidny kawałek prawdziwego aktorstwa, często radykalnie eksperymentalnego i odważnego w pozornie niekontrolowanej przesadzie. Nie bez powodu w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia był jednym z najbardziej wyrazistych i rozchwytywanych aktorów. W Hollywood doceniano jego charyzmę, inteligencję, zuchwałą kreatywność. Co poszło nie tak? Dlaczego Nicolas Cage, kiedyś symbol aktorstwa w poprzek sztampie, stał się synonimem tandety i kiczu? Przecież nie może chodzić wyłącznie o te cekinowe marynarki, w których wciąż przychodzi na wywiady, jakby dopiero co wracał z dancingu w kasynie? Prawda jest akurat taka, że Cage wszystko, co przegrał, odrobił z naddatkiem. Nie tylko pieniądze, które stracił na nierozsądnych inwestycjach. Przede wszystkim karierę, którą rozmienił na drobne, a dziś z powodzeniem skleja ku uciesze nowego pokolenia fanów i fanek.

Nicolas Cage w 1990 roku (Fot. Paul Harris/Getty Images)

Kino absurdu, czyli Nicolas Cage gra Nicka Cagea

Sprytna satyra na kino survivalowe? A może ubrana w czarną komedię mądra refleksja nad stereotypową męskością, tą manifestowaną w komunałach o sile oporu i fangą w nos? Czy może jednak błyskotliwie studium nieprzepracowanej traumy, dla niepoznaki stylizowane na konwencjonalny thriller klasy B? Nicolas Cage kocha takie rebusy i kino gatunku, rozrywkowe, ale składające się z warstw – dużo głębsze, niż sugerowałby estetyczny plakat i żwawy trailer. I tak należy oglądać „Surfera”, najnowszy film w portfolio aktora, który wszedł do kin w Polsce 2 maja 2025 roku. To opowieść o mężczyźnie w średnim wieku, który zabiera nastoletniego syna do miejsca swojego dzieciństwa. Chce pokazać mu plaże, rodzinny dom, zbliżyć do chłopaka, a może nawet bardziej zbliżyć do samego siebie – choć w tych transformacyjnych zbliżeniach przeszkadza demoniczna klika lokalnych surferów. Tak, w zasadzie opis każdego z ostatnich filmów, w których zagrał, brzmi tak samo absurdalnie. Nicolas Cage idzie na czołówkę z sektą miejscowych surferów. Nicolas Cage gra podtatusiałego profesora akademickiego, który zostaje gwiazdą, gdy nagle zaczyna pojawiać się w snach przypadkowych, kompletnie obcych mu osób (znakomity „Dream Scenario” z 2023 roku, rola przyniosła aktorowi nominację do Złotego Globu). Albo Nicolas Cage gra samotnego poszukiwacza trufli, który rusza w medytacyjną podróż, by odnaleźć skradzioną mu ukochaną świnkę (świetna „Świnia” z 2021 roku). Albo, i to jest absolutny hit w późnym portfolio amerykańskiego aktora, Nicolas Cage gra Nicka Cagea. Film „Nieznośny ciężar wielkiego talentu” z 2022 roku to coś wspaniałego, wręcz przytłacza wysokim stężeniem perwersyjnej błazenady. Cage, w szczytowej formie, gra siebie sprzed kilku lat, czyli targaną neurozami przebrzmiałą gwiazdę Hollywood, której nikt nie chce zatrudniać. Partneruje mu Pedro Pascal w roli dobrotliwego milionera. Bogacz zaprasza aktora do swojej luksusowej posiadłości na Majorce, bo napisał scenariusz i chciałby obsadzić w nim ukochaną gwiazdę amerykańskiego kina, płaczą razem na sequelu „Paddingtona”, a w tle rozgrywa się polityczny kryminał. – Proponowałem, żeby w filmie o mnie zagrał mnie inny aktor, bo to byłoby dużo ciekawsze. Ale co zrobić, uparli się, że mam grać sam siebie – śmiał się w rozmowie z „GQ”. Bo „Nieznośny ciężar wielkiego talentu” to konwencjonalne kino akcji, ale i biografia Cagea, który mierzy się tu chociażby z bufonowatym, narcystycznym alter ego. Czy Nicky, demon z przeszłości, który gnoi Cagea za to, że traci czas na czytanie amatorskich scenariuszy, zamiast walczyć o sławę, to rzeczywiście Nicolas Cage z przeszłości?

Fot. Jason Kempin/Getty Images
Fot.  Elisabetta A. Villa/WireImage

Szaman czy pragmatyk?

– To prawda, miałem dwie kobry królewskie, które próbowały mnie zahipnotyzować, a potem zabić. Gdy opowiedziałem o nich w show Lettermana, sąsiedzi wkurzyli się, że trzymam w domu śmiertelnie jadowite węże, więc musiałem oddać je do zoo – opowiadał kilka lat temu w rozmowie z „The New York Times”. Nicolas Cage u szczytu popularności uchodził, zasłużenie, za jedną z najbardziej ekscentrycznych postaci w Hollywood. Udzielał wywiadów telewizyjnych toples. Wymyślał absurdalne nazwy dla metody aktorskiej, którą praktykował i na przykład twierdził, że pracuje w stylu Western Kabuki albo według koncepcji Nouveau Shamaniac, wymagającej całkowitego zespolenia aktora z postacią. – Tam, gdzie mistyk pływa, schizofrenik się topi – wracał do swojej teorii aktorstwa w tym samym wywiadzie dla „The New York Times”. – Albo potrafisz puścić wodze fantazji, albo nie. A jeśli umiesz to zrobić i właśnie stanąłeś przed kamerą, co sprawi, że naprawdę uwierzysz w to, co masz zagrać? Powiedzmy, że grasz motocyklistę i opętał cię jakiś prastary demon? Jaki przedmiot odegra tę sztuczkę na twojej wyobraźni? Może jakiś antyczny gadżet ze starożytnego Egiptu? Na przykład miniatura sarkofagu, którą możesz wszyć w wewnętrzną klapę kurtki i mieć ją zawsze blisko, gdy reżyser krzyczy: „Akcja”? Otworzysz się na ten rodzaj mocy? Nicolas Cage w filmie „Ghost Rider” zagrał motocyklistę kaskadera, który zaprzedaje duszę diabłu, by uratować umierającego ojca. Czy wszył sobie sarkofag w skórzaną ramoneskę? Nie raz ulegał magii przedmiotu. Albo potędze historii. Słynna i smutna jest anegdota, gdy wydał prawie 300 tys. dolarów na czaszkę dinozaura, a potem okazało się, że choć aukcja, na której kupił kawałek szkieletu, była legalna, to sam przedmiot bezprawnie wywieziono z Mongolii. Musiał go zwrócić, nie odzyskał pieniędzy. Zainwestował też w niestandardowy pochówek i po śmierci spocznie w piramidzie w Nowym Orleanie. Zawsze wydawał pieniądze z rozmachem, zawsze otwarcie o nich mówił. Gdy stracił fortunę na nieudanych inwestycjach w rynek nieruchomości, przyznawał, że bierze rolę za rolę, bez refleksji nad ich jakością, bo zwyczajnie musi się odkuć. I narzekał, że do aktorstwa dorabia się romantyczną ideologię artystycznej posługi, zamiast traktować je jak każdą inną pracę, którą trzeba wykonywać, żeby utrzymać siebie i swoją rodzinę.

Fot. Derek Storm/FilmMagic

Aktor memiczny

Prawdę mówiąc, w Cageu rozsądny pragmatyk spotyka się z sentymentalnym idealistą, który tęskni za Złotą Erą Hollywood, a w wywiadach wyznaje, że chciałby być jak Humphrey Bogart albo Bette Davies. Jak legendy. Tymczasem przyszło mu żyć w czasach celebrytów z tombaku. Nie ma konta na Instagramie, ale jest świadomy, że internet go kocha. Swego czasu wiralowymi zasięgami cieszył się montaż scen z różnych filmów Cagea, w których aktor wpada w histeryczny szał (można pisać w wyszukiwarkę YouTube’a „Nicolas Cage losing his shit”). Z jednej strony utyskiwał, że brutalnie wyrwano jego bohaterów z kontekstu, a przecież nie osunęli się w obłęd bez powodu. Z drugiej doceniał szansę, którą niespodziewanie dostał. – Moje filmy kiedyś wyszydzano, a dziś przeżywają renesans popularności. Czas działa na moją korzyść – to też z rozmowy z „The New York Times”. Gdy Cage – znany z uwielbianych i nagradzanych klasyków, jak „Dzikość serca”, „Zostawić Las Vegas” czy „Adaptacja” – zaczął grywać w przezroczystych, pozbawionych charakteru, produkowanych taśmowo filmach akcji, zapomniano, że potrafi być niezwykle elokwentnym aktorem, który kocha testować granice roli i nie boi się ryzyka. Jest przesadnie ekspresyjny, ale z rozmysłem. O jego nadprogramowej mimice przypomniały zresztą memy, ale Cage to znów więcej niż śmieszne obrazki z internetu. Od lat powtarzał, że chciałby zagrać w 150 filmach. Dziś, gdy do wymarzonego wyniku zostało mu około 20 produkcji, zwierza się, że ma w sobie jeszcze może trzy, cztery filmy. Co będzie robił aktor, który grał kompulsywnie, gdy przestanie grać? – Siedział w domu, gapił się na koniki morskie w moich akwariach, czytał Murakamiego i oglądał Bergmana odpowiada. Brzmi jak całkiem przyjemna emerytura.

Nicolas Cage na planie filmu „Dzikość serca” Davida Lyncha. (Fot. Sunset Boulevard/Corbis via Getty Images)

 

Angelika Kucińska
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Znośny ciężar wielkiego talentu. Czy Nicolas Cage naprawdę przechodzi na emeryturę?
Proszę czekać..
Zamknij